Apokalipsa Ziemi ziemią przybrudzona

0
122

Album Antropocen krakowskiego duetu Jarzmo to ciekawa próba dźwiękowej ilustracji dni ostatnich, nieubłaganie nadciągającej katastrofy ekologicznej. Związani ze sceną folkową artyści: Piotr Aleksander Nowak – grający wcześniej m.in. w zespole DUCH – i Katarzyna Bobik, proponują słuchaczom fuzję muzycznych stylistyk wzbogaconą mnogością, momentami dość zaskakujących, inspiracji kulturowych. Na plan pierwszy wysuwa się bodaj Stanisław Wyspiański z dramatem Wesele, niemałe znaczenie mają także oniryczne wizje znane z obrazów Davida Lyncha (Twin Peaks) i twórczość polskich kompozytorów spod znaku repetytywności (Orawa Wojciecha Kilara, Koncert klawesynowy Henryka Mikołaja Góreckiego), a spoiwem tych wszystkich odwołań jest bez wątpienia muzyka tradycyjna, której patronuje świetny ludowy skrzypek – Józef Zaraś (1928–1998).

Jarzmo, „Antropocen”, Interstellar Smoke Records 2024

Za inicjalnym Big Heat stoi prawdopodobnie chęć „obudzenia” pogrążonych w marazmie i znieczuleniu ludzi, skupionych wyłącznie na własnych potrzebach. Piosenka tchnie podskórnym napięciem i energią, znajdującą rozładowanie w dość przytłaczających krzykach (jakby intencjonalnie „sfałszowanych”) rozbrzmiewających na tle niskich dźwięków harfy klawiszowej. Po tej sugestywnej ilustracji zagrożeń związanych z globalnym ociepleniem pojawia się pewne uspokojenie – oparta na temacie z Orawy Kilara kompozycja o tym samym tytule ogranicza się do warstwy instrumentalnej, w której ważną rolę grają – typowe dla muzyki podhalańskiej – powtarzalność melodyczno-rytmiczna i witalizm. Elementy te pomagają w wykreowaniu transowego nastroju, tak znamiennego dla twórczości ludowej. Idiom tradycji podjęty został także w Oberku (wersja koncertowa), odsyłającym do tanecznego wzorca, dramaturgicznie zaś podobnym nieco do Ravelowskiego Bolera (z dynamiczną i agogiczną kulminacją w części finalnej).

W odmienny świat dźwiękowy (wzbogacony o brzmienie liry korbowej, na której gra Michalina Malisz) wprowadza słuchacza Court Dances, z onirycznym epizodem wstępnym nasuwającym skojarzenia z fragmentami Koncertu klawesynowego Góreckiego. Wrażenie „ruchu w miejscu”, dominujące w obu kompozycjach, jest multiplikowane przez warstwę tekstową: słowną ilustrację chocholego tańca, procesu zatracania się w muzyce w obliczu zagłady planety (Let this court dance be all we could ever be). Katastroficzny wątek znajduje kontynuację w instrumentalnym Bat Trip, który interpretuję jako subtelną metaforę sytuacji zwierząt (tutaj: nietoperzy) w czasie zbliżającej się apokalipsy. Pojawiająca się w zakończeniu descendentalna melodyka stanowi jakby dosłowne zobrazowanie upadku podczas lotu, stopniowego wytracania sił witalnych.

Utrzymane w rockowej konwencji Piosenka o przemijaniu Polka należą do bodaj najmocniejszych brzmieniowo utworów na płycie. Jest to o tyle znaczące, że efekty te uzyskano bez użycia gitar (co artyści skrupulatnie podkreślają w notce na okładce płyty). Z kolei Chochoł – chyba najbardziej charakterystyczna i zadziorna piosenka w albumie – wyraźnie wpisuje się w punkową stylistykę i stanowi doskonały materiał do współpracy z innymi zespołami (Jarzmo wykonywało ją z całkiem już rozpoznawalną grupą Hańba!). Tekst, ponownie przepełniony goryczą, rezygnacją, ilustruje tutaj egoizm i zaślepienie człowieka, jego uporczywej chęci władania światem, prowadzącej do zniszczenia odwiecznego porządku (muzyczna kulminacja również odzwierciedla ów chaos, który pozostawia po sobie na Ziemi Homo sapiens). Oś dramaturgiczna Pługu to wyrazowy, harmoniczny i kolorystyczny kontrast między fragmentami wokalnymi o charakterze ludowej przyśpiewki (w inicjalnej i finalnej części utworu) a kwestiami o ciemnym i ostrym brzmieniu (w części środkowej), przypominający nieco rozmowę kobiet z mężczyznami.

Wreszcie wieńcząca album kompozycja Chmury, będąca hołdem dla Józefa Zarasia, stanowi ujmujące podsumowanie tej katastroficznej w wydźwięku płyty. Wprowadzony w partii wokalnej temat jakby wyłania się z pustki, by niebawem zniknąć w odmętach niebytu. Efekt „zamierania” ulega multiplikacji za sprawą angielskiego tekstu, którego wymowę można odczytywać jako apologię stoicyzmu, spokojnej obserwacji rozpadającego się świata, akceptacji nieuchronnie się zbliżającej zagłady. Tego rodzaju bezruch zdaje się także jedyną szansą na ocalenie (Nothing happens / If you let it).

Album Antropocen stanowi z pewnością spójną i starannie zaprojektowaną propozycję. Muzycy bardzo sprawnie lawirują między stylistykami (od folku poprzez punk aż do rocka czy metalu), są zaznajomieni z rozmaitymi kontekstami kultury, dysponują dużymi możliwościami w zakresie wykonawstwa (co uwidacznia się chociażby w naznaczonych duchem wirtuozerii fragmentach Polki). Dzięki tym elementom – dopełnionym przez ciekawą stronę wizualną płyty (reprodukcja obrazu Marka Waligóry na okładce) – ich wizja apokalipsy wydaje się przekonująca i, niestety, coraz mniej iluzoryczna.

Jarzmo, Antropocen, Interstellar Smoke Records 2024.

 

Tekst ukazał się w numerze „Fragile. Antropocen 3-4/2024>>

Dodaj odpowiedź