Biurko Thomasa Manna

0
331

Akwarium stoi na środku pokoju. Zajmuje niemal całe pomieszczenie i sięga prawie do sufitu. Przypomina powiększoną muzealną gablotę. Stłoczono w niej prawdziwe przedmioty i meble w rzeczywistych rozmiarach.

Składzik pamięci. Pisarski skarbiec. Szkatułka mannologów.

A oficjalnie: przygotowana przez Archiwum Thomasa Manna, przy Politechnice Federalnej w Zurychu (ETH), wystawa pod tytułem: The Furnishings of a Writer. Thomas Mann and his study. Poświęcona gabinetowi pisarza, pisarskim akcesoriom, amuletom i rytuałom. Ilustrowana meblami i bibelotami opowieść o tym, jak, gdzie i kiedy Thomas Mann pisał i co robił, gdy nie pisał.

Pozostańmy przy nieoficjalnej nazwie: akwarium.

Aby tu dotrzeć, trzeba się trochę zgubić w jednym z uniwersyteckich budynków. Minąć dwa razy tę samą grupę studentów uczących się do sesji. Dojść na koniec korytarza i rozpoznać nienachalne oznaczenie. Zdziwić się, że nie ma tu biletów ani strażników, ani żywej duszy. A wszystko, czego chciałoby się dotknąć, jest za szybą.

Można się tu zainstalować na kilka godzin. Ciężko jednak wyobrazić sobie twórczą pracę w takim miejscu. Przy tak zastawionym szpargałami biurku, z wypłowiałą kanapą tuż za plecami, z fotelem i kolejnym stolikiem dosuniętym do kanapy i jeszcze jednym stoliczkiem, na który wepchnięto wielki globus i inne ozdóbki, oraz z mniejszym biurkiem wiszącym niemal nad głową hipotetycznego użytkownika tego gabinetu, jak kolejny poziom literackiego wtajemniczenia.

Pozostaje zerkać przez szybę. A nawet oddychać z ulgą, że nikt nas nie zamyka w tym dusznym intelektualnym kantorku i nie każe nam niczego pisać. Pozostaje przyglądać się uważnie zdjęciom gabinetów i biurka, by upewnić się, że i on do pisania potrzebował więcej przestrzeni niż ta, która przypadła jego meblom w akwarium.

To nie gabinet pisarza odwzorowany w gablotce, ale esencja gabinetu, streszczenie, przekrój poprzeczny. Fragment otwartej, wykrojonej żyły pisarskiej. Czerwonawy kolor ram szklanego akwarium i półek, na których ułożono księgozbiór Manna, potęguje to doznanie.

Wokół akwarium pozostawiono tylko tyle miejsca, by można je było okrążać i minąć się przy tym (gdyby akurat miało się z kim mijać). Grzbiety książek ułożone zostały w taki sposób, że są niewidoczne od wewnątrz, za to dobrze widoczne dla okrążających. Tak samo przedmioty na biurku. Ich ustawienie nie służy już temu, kto by przy biurku siadywał i pisał, ale tym, którzy podglądają z zewnątrz.

„To są pierwsze zdania, które piszę znowu przy moim pięknym meblu, siedząc na przynależnym doń krześle” – zanotował Thomas Mann w swoim dzienniku w listopadzie 1933 roku1. Meblem tym było nieco pompatyczne, przeładowane zdobieniami, ale solidne drewniane biurko z głębokimi szufladami, dwa metry na metr, które Mann nabył w Monachium od antykwariusza i które przez lata stało w jego gabinecie.

Biurko przyjechało za pisarzem do Zurychu, gdy po krótkim pobycie za granicą, zdecydował się nie wracać do hitlerowskich Niemiec i pozostało z nim na emigracji. Dwa razy przepłynęło Atlantyk.

„Największy skarb pisarza”, stanowi też najważniejszy przedmiot na wystawie. Choć wyłowienie tej myśli z morza mebli, zdjęć i bibelotów może zająć kilka okrążeń.

Zastawione mnóstwem szpargałów i pisarskich akcesoriów biurko, niczym rozłożysta szalupa, przenosi do kolejnych miast i gabinetów, w których Mann pracował. Resztę można doczytać w biografii pisarza, wspomnieniach jego żony i córki, listach oraz dziennikach.

Do biurka jeszcze wrócimy. Na razie ciekawostka i nieco historii:

Na świecie jest pięć domów, które używają Thomasa Manna w swojej nazwie. Pierwszy mieści się w Lubece, hanzeatyckim mieście, w którym w 1875 roku urodził się Paul Thomas Mann. To dom dziadków od strony ojca, w którym pisarz spędził dzieciństwo i który (podobnie jak ojca i dziadków) sportretował w swojej debiutanckiej powieści Buddenbrookowie. Choć nazwa miasta nie pada w książce ani razu, dom można zwiedzać, odtwarzając w głowie sceny z powieści. Jednak prawdziwy dom rodziny Mannów, który stał w tym miejscu, został zniszczony w czasie drugiej wojny światowej. Pozostała fasada. Po odbudowaniu pełnił różne funkcje, aż na początku lat dziewięćdziesiątych stał się Domem Buddenbrooków oraz Centrum Heinricha i Thomasa Mannów. Ale i to już nieaktualne. Trwają prace, które go zamienią w Nowy Dom Buddenbrooków. Stałe wystawy zostały czasowo przeniesione do zupełnie innego budynku.

Drugi dom mieści się w Monachium i razem z pozostałymi pięcioma tworzy sieć pod wspólnym szyldem Thomas Mann International. Monacensia (od łacińskiej nazwy miasta) stanowi część Monachijskiej Biblioteki Publicznej. Kiedyś była domem rzeźbiarza Adolfa von Hildebranda. Thomas Mann nigdy w niej nie mieszkał. Przechowuje się tu przede wszystkim dokumenty i rękopisy przekazane przez dzieci Manna. Oferuje się też stałą wystawę dotyczącą awangardy literackiej Monachium z czasów, gdy pisarz zamieszkiwał to miasto.

A zamieszkiwał je przez niemal czterdzieści lat. To tutaj napisał pierwszą powieść, która przyniosła mu rozgłos (rzeczonych Buddenbroków), a także znane opowiadania, jak Tonio Kröger czy Śmierć w Wenecji. Tu ożenił się z Katią Pringsheim z bogatej i wykształconej żydowskiej rodziny, drobną dziewczyną o chłopięcej sylwetce i oczach „czarnych jak dżet, jak smoła, jak dojrzałe jeżyny”2. Tu spłodził szóstkę dzieci (z których każde wykazywało pewne ambicje literackie).

To stąd wyruszał w podróże. Między innymi w podróż do Davos, gdzie przez trzy tygodnie odwiedzał żonę w sanatorium i gdzie narodził się pomysł Czarodziejskiej góry, wydanej dokładnie sto lat temu. A także w podróż do Sztokholmu, gdzie w 1929 roku odebrał Nagrodę Nobla.

Stąd też z początkiem roku 1933 wyruszył w krótką podróż z odczytami wykładu o Richardzie Wagnerze, która stała się najdłuższą z jego podróży. Wobec niepokojących zmian w Trzeciej Rzeszy związanych z dojściem Hitlera do władzy i zaostrzającymi się represjami Thomas i Katia zdecydowali o pozostaniu na emigracji. Z czasem dołączyły do nich dzieci.

Thomas Mann nigdy nie mieszkał w Monacensii, ale stolica Bawarii była jego domem. Przeprowadzał się kilka razy, aż osiadł w domu wybudowanym specjalnie dla powiększającej się rodziny. Dom ten, zbudowany u progu pierwszej wojny światowej, drugiej już nie przetrwał. Pisarz opuścił go w 1933 roku i nigdy do niego nie wrócił. Na emigracji pozostał do końca życia. Potężne biurko z monachijskiego domu (oraz kilka innych mebli, rękopisy, dzienniki i część księgozbioru), udało się przewieźć do Szwajcarii, gdzie Mannowie osiedli na kilka lat.

Numer trzy to letniskowy dom w Nidzie, obecnie na terytorium Litwy. Wybudowano go na zlecenie rodziny Mannów w wiosce rybackiej na Mierzei Kurońskiej. Obrośnięty lasem wąski pasek lądu, oddzielający Zalew od Bałtyku, zachwycił pisarza podczas krótkiego pobytu w tej okolicy. Wśród piaszczystych wydm rodzina zdążyła spędzić trzy letnie sezony między 1930 a 1932 rokiem. W czasie tych wakacji Mann pracował, jak to miał w zwyczaju, między innymi nad częścią potężnej tetralogii Józef i jego bracia. Dom został uratowany przed ruiną i odnowiony na bazie oryginalnych planów architektonicznych oraz wspomnień najmłodszej córki Elisabeth. Obecnie mieści się w nim Centrum Kulturalne Thomasa Manna oraz muzeum. Z braku oryginalnego wyposażenia przestrzeń wypełniają obiekty widmowe, jak biurko z lampką (a raczej metalowy obrys biurka), umieszczone na tle wielkiej fotografii pisarza. Stałą wystawę, poświęconą pisarzowi i rodzinie Mannów, wspomagają fotografie (Thomas w czapce kapitańskiej, dzieci w marynarskich ubrankach) oraz wycinki z gazet. Latem odbywa się tu Festiwal Thomasa Manna, a w ciągu roku spotkania poświęcone literaturze i sztuce.

Za dom numer cztery uznawane jest Archiwum Thomasa Manna w Zurychu. Do niego jeszcze wrócimy.

W pierwszych miesiącach na emigracji Mannowie pomieszkiwali to tu, to tam: w wynajmowanych domach i hotelowych apartamentach. Miesiąc w Lugano na południu Szwajcarii, kilka letnich miesięcy w Bandol na południu Francji. W końcu zdecydowali się osiedlić w niemieckojęzycznej części Szwajcarii i wynajęli dom w Küsnacht pod Zurychem. W dziennikach Manna zachowała się notka: „Początek urządzania się w eleganckim, ale po dyletancku zbudowanym, śmiesznie akustycznym i niewystarczająco wyposażonym domu”3. Braki w wyposażeniu zostały częściowo uzupełnione tym, co udało się wydobyć z zajętego przez władze monachijskiego domu. W Küsnacht rodzina spędziła pięć lat, po czym wyruszyła w dalszą drogę. Z meblami. I tym razem za ocean.

Dom numer pięć mieści się w Kalifornii. Ale zanim został wybudowany, Mann spędził dwa lata na Wschodnim Wybrzeżu USA, pracując jako lektor na Uniwersytecie w Princeton. Po przeprowadzce na Zachodnie Wybrzeże, znalezieniu ziemi i architekta, w liście do pisarza Hermanna Hessego, z którym łączyła Manna wieloletnia przyjaźń, wspominał: „Planujemy wręcz budowę własnego domu. Tutaj idzie to bardzo szybko; w trzy miesiące z drewna i betonu powstaje coś całkiem nadającego się do zamieszkania. (…) Miejsce położone jest bardzo pięknie na wzgórzu, z widokiem na Pacyfik i góry, z mnóstwem drzewek cytrynowych i siedmioma palmami, stąd wziął się projekt nazwania siedziby Seven Palms House”4. Po przeprowadzce w listach opiewał swoje nowe miejsce pracy z widokiem na ocean. „Pracuję w najpiękniejszym gabinecie mojego życia”5.

Tomasz Mann w Los Angeles, licencja CC, źródło: Wikipedia/Los Angeles Daily News Photographic Collection

 

Dom w Pacific Palisades rodzina Mannów zamieszkiwała przez dekadę. Powstało w nim późne dzieło Manna o muzyce i polityce, Doktor Faustus, które sam określał, jako „powieść o mojej epoce, przybraną w dzieje skomplikowanego a grzesznego żywota artysty”6.

Pisanie Doktora Faustusa przerwała choroba. Erika Mann w swojej wspomnieniowej książce poświęconej ojcu (Ostatni rok) podkreślała, iż chęć powrotu do nieukończonego dzieła istotnie się przyczyniła do szybkiej rekonwalescencji. Odnotowała też symetryczność liczb w życiu Manna, którą on sam często podkreślał: „Miał dwadzieścia pięć lat, kiedy ukazali się Buddenbrookowie, a rozpoczął pięćdziesiątkę przy ukończeniu Czarodziejskiej góry. Mając pięćdziesiąt pięć lat, otrzymał Nagrodę Nobla, a licząc siedemdziesiąt, umarłby – według własnej przepowiedni – gdyby nie utrzymał go przy życiu Faustus7.

Jednak ani błękit nieba, ani oddech oceanu nie zdołały zatrzymać pisarza w Stanach, gdy zalała je fala maccartyzmu. Po czternastu latach życia w tym kraju i dziesięciu spędzonych w kalifornijskim domu Mannowie wrócili do Europy, razem z biurkiem, meblami, książkami. Dom, widok z okna oraz siedem palm w ogrodzie zostały. W 2016 roku wystawiono je na sprzedaż. W wyniku petycji niemieckich intelektualistów i pisarzy (jedną z sygnatariuszek była noblistka Herta Müller) zakupił je rząd niemiecki. Thomas Mann House w Kalifornii organizuje rezydencje pisarskie, spotkania i wykłady. Nie jest jednak otwarty dla zwiedzających. Obowiązują zaproszenia.

Powrót do Europy nie oznaczał dla Mannów powrotu do podzielonej ojczyzny. Znów wybrali Szwajcarię. Pod koniec 1952 roku wynajęli dom w Erlenbach koło Zurychu, a dwa lata później kupili dom w Kilchbergu nad Jeziorem Zuryskim. Ostatni z domów, choć nie ma go na oficjalnej liście.

Thomas Mann umarł w 1955 roku, krótko po swoich osiemdziesiątych urodzinach (symetryczność liczb). Został pochowany „na pięknym cmentarzu w Kilchbergu, swoim ostatnim miejscu zamieszkania, z widokiem na Jezioro Zuryskie i niebieściejące góry”8.

Po śmierci męża Katia Mann, za namową dzieci, przekazała jego spuściznę ETH. Tak oto biurko, lampa, kanapa, ale też księgozbiór, rękopisy i sekretne dzienniki pisarza trafiły do Archiwum Thomasa Manna w Zurychu. A następnie do składziku w akwarium, gdzie można je oglądać przez szybę.

Pięć oficjalnych domów. Jedno biurko.

Przy zmieniających się ojczyznach, domach i językach stanowiło ono namiastkę dawnego życia. Zastępczy, przenośny dom. W tym ciężkim drewnianym biurku mieszkał pisarz Thomas Mann. Wraz z pisarskimi nawykami i rytuałami, warunkowało ono ciągłość pracy twórczej. Stanowiło podporę talentu, wspieranego przez imponującą pracowitość.

Katia Mann w książce Moje nienapisane wspomnienia sporo miejsca poświęca stylowi pracy męża. Pisał powoli. Wyłącznie przed południem, mniej więcej od dziewiątej do dwunastej. „Jeśli napisał w ciągu dnia dwie strony, to już było dużo”9.

Rozkład dnia wyglądał podobnie: pobudka koło ósmej. Dziewiąta do dwunastej – pisanie. Spacer. Obiad. Cygaro. Sjesta. Popołudniami i wieczorami: gazety, lektury potrzebne do pracy, listy (pisane samodzielnie lub dyktowane). Czasem spotkania towarzyskie przy kolacji lub wyjścia do teatru, czasem głośne czytanie ukończonych kawałków gościom lub rodzinie, często słuchanie muzyki.

Codzienny czas na przedpołudniowe pisanie dotyczył również sobót i niedziel, świąt, podróży i wakacji. Pisał mało i powoli, za to ze zdumiewającą regularnością.

Katia Mann wspomina również: „Kiedy pisał jakąś książkę, niezwykle dokładnie zgłębiał dziedzinę, jakiej ona dotyczyła, i kontynuował szczegółowe studia przez cały czas pisania. (…) gromadził olbrzymi materiał, ale skoro tylko książka była już gotowa, niesłychanie szybko wszystko zapominał. I przestawał się tym interesować”10.

Wieczorami Thomas Mann robił coś jeszcze: uzupełniał strony swoich sekretnych dzienników. Prowadził je przez całe życie i trzymał w swoim biurku pod kluczem. Choć, zdaniem Manna, dzienniki nie miały wartości literackiej, czasem stanowiły materiał do jego prozy. Odczytanie i publikacja zapisków, które zgodnie z wolą pisarza nastąpiły dopiero dwadzieścia lat po jego śmierci, wywołały poruszenie wśród badaczy i czytelników. Stały się pożywką dla biografii, które tropią związki między literacką fikcją a życiem pisarza.

Hermann Kurzke, autor biografii Tomasz Mann. Życie jako dzieło sztuki, śledzi wątki homoerotyczne w twórczości pisarza od pierwszych opowiadań (Tonio Kröger, Śmierć w Wenecji) i od pierwszych stron swojej książki. Czarodziejską górę określa jako „szaloną fantazję o zatarciu granic”, dodając przy tym: „W najgłębszych jej pokładach ropieją rany niewyżytego homoseksualizmu”11.

Wpływ sekretnych homoerotycznych fascynacji pisarza na jego twórczość Kurzke ujmuje następująco: „Mann był człowiekiem zamkniętym w sobie i nikomu nie pozwalał zajrzeć w głąb serca. Z mistrzowską dyscypliną utrzymywał fasadę, pozbawiony jej uznałby życie za nie do zniesienia. Tylko tworząc, czuł się wolny, tylko pod osłoną dyskretnej niedyskrecji sztuki mógł mówić o sobie i zdradzać swoje tajemnice. Biografia jego serca jest zaczarowana w jego dziełach”12.

Nie wszystkie dzienniki przetrwały emigrację. Część została celowo zniszczona. W ogrodzie kalifornijskiego domu sam Mann spalił 32 grube zeszyty, bojąc się, by zawarte w nich zwierzenia nie zaszkodziły jego karierze i życiu na emigracji.

W dziennikach, które ocalały i zostały przygotowane do druku przez syna Golo, homoerotyczne wzmianki i fantazje pojawiają się co jakiś czas. Dominuje proza życia i buchalteria codzienności.

Egon Naganowski, tłumacz i autor wstępu do polskiego wydania Dzienników, nazywa zapiski Manna „conocnymi rozmowami z samym sobą”. Podkreśla obecne w nich „skrajny egocentryzm i hipochondrię”. Pisarz notował dolegliwości fizyczne, takie jak „uporczywe obstrukcje” czy „skłonność do biegunki”. Wielokrotnie opisywał też „poczucie lęku, niepewności, zmęczenia, wyczerpania, osłabienia, niemocy”. A z innych aspektów codzienności wymieniał „posiłki w domu i restauracji, co jadł, ile co kosztowało, ile dał napiwku” 13.

Powracającym elementem conocnych raportów o stanie dnia była jakość snu (oraz dawka zaaplikowanego środka nasennego), która przekładała się na porę pobudki oraz ocenę jakości przedpołudniowej pracy:

„Wstałem o ósmej i pracowałem”.

„Wstałem dziś później. Pracowałem w piżamie”.

„Pisałem dalej”14.

Zadowolenie z wykonanej pracy przeplata się z momentami zwątpień:

„Niezbyt dobrze mi się pracowało; podniecony, rozdrażniony. Po południu spałem”.

„Niewiele dziś zrobiłem, jak teraz zazwyczaj”.

„Daremne wysiłki powrotu do snucia opowieści. Brak pogody ducha i energii. «Po co te bzdury»”15.

Żona Katia, a raczej K., pojawia się niemal w każdym wpisie w dzienniku:

„Od rana słoneczny dzień. Trzydziesta rocznica naszego ślubu na progu roku, w którym ukończę sześćdziesiąt lat. Wymiana myśli z K. przy śniadaniu, które zjedliśmy dosyć późno przy jej łóżku, bo wczoraj zaczytawszy się w interesującej książce (…) dopiero o pierwszej zgasiłem światło.

Praca nad rękopisem, posunąłem się kilka linijek dalej”16.

Katia zarządzała rodziną Mannów oraz codziennością pisarza. Była panią domu, sekretarką, maszynistką, kierowcą, doradczynią, towarzyszką w codziennych spacerach i opiekunką.

Pomimo osobnych sypialni i sekretnego życia Mann odnotowuje w dziennikach wspólnie spędzone noce, a także nieczęste „niepotrzebne, godne pożałowania kłótnie z K.”17.

Hermann Kurzke podsumowuje ich związek w charakterystyczny dla siebie sposób: „Aż dziw bierze, że po ślubie przyszła jednak miłość. Problematyczna była zawsze, ale małżeństwo to nie było nieszczęśliwe”18.

W książce Ostatni rok Erika Mann wspomina spacery, na które chadzali Katia i Thomas:

Kiedy rodzice wychodzili, siadywałam na balkonie, gdzie w innych godzinach nie mogłabym ojcu przeszkadzać, i pisałam. Słyszałam, jak wyruszali i wracali, zawsze zatopieni w rozmowie i tak weseli i podnieceni jak dwoje serdecznych przyjaciół, którzy po długim niewidzeniu się mają sobie ogromnie dużo do powiedzenia. Ale tak bywało zawsze: tych dwoje nie nudziło się ze sobą nigdy podczas przeszło pięćdziesięcioletniego współżycia19.

W zachowanych i opublikowanych Dziennikach Thomasa Manna, pieczołowitych raportach z codzienności, znaleźć można również biurko, „piękny mebel” i „największy skarb pisarza”, przy którym pedantycznie i systematycznie spędzał codziennie trzy przedpołudniowe godziny.

Przy okazji kolejnych przeprowadzek pisarz wspomina też przedmioty i bibeloty, które na tym biurku układał: „Ustawianie i przemeblowywanie, wypakowywanie drobnych przedmiotów użytkowych i ozdobnych z szuflad biurka zajęło mi prawie całe przedpołudnie”20.

Na zdjęciach biurka z poszczególnych gabinetów na dwóch kontynentach, które powieszono na zewnętrznych ściankach akwarium w ramach wystawy The Furnishings of a Writer. Thomas Mann and his study, można dostrzec te same przedmioty, które leżą na biurku pisarza umieszczonym za szybą.

Część z nich to akcesoria pisarskie i papiernicze: pióra, długopisy, kałamarze, kajety i kalendarze, lupa, nożyczki, przycisk do papieru i nóż (na oko z kości słoniowej).

Część wygląda jak pamiątki z podróży, własnych oraz cudzych. Lekko nadkruszona figurka z brązu, która przypomina posążki Buddy z tajskich świątyń i straganów z pamiątkami. Jest też figurka egipskiego służącego i jeszcze kilka innych figurek i popiersi.

Są zdjęcia żony i dzieci, a dla równowagi w pobliżu biurka wisi ulubiony obraz pisarza, pokazujący trzech młodych nagich Adonisów (Die Quelle autorstwa Ludwiga von Hofmanna).

Są kamyki, misy, flakoniki, kubki, świeczniki z dopalonymi świeczkami, porcelanowe pudełeczka i drewniane szkatułki.

Uważne oko okrążające akwarium może wyłowić wzrokiem pióra marki Waterman i przypomnieć sobie wiersz Wisławy Szymborskiej, zatytułowany po prostu Tomasz Mann. A w nim słowa o ewolucji, która: „przeoczyła moment, kiedy pojawił się ssak / z cudownie upierzoną watermanem ręką”.

Szymborska, piewczyni nadmiaru świata i koneserka pamiątkowych rupieci, oddaje w nim hołd i pisarzowi, i pisaniu, i pisarskim szpargałom. Wystawa skarbów pisarza-zbieracza też by się jej pewnie spodobała. Wiersz pochodzi z tomu Sto pociech, a akwarium nadaje się całkiem dobrze do szukania własnych.

Przy kolejnym okrążeniu akwarium w Zurychu, zwanym oficjalnie Archiwum, nie wiadomo już, na co patrzeć. Bibeloty, amulety, suweniry wciąż tłoczą się na biurku. Obok biurka tłoczą się inne meble z poszczególnych gabinetów, które jeździły za pisarzem po świecie. Wszystkie naraz, za szybą, na niewielkiej powierzchni, jak wyciąg z życia i twórczości.

Pośród zgiełku przedmiotów, książek, mebli i informacji, które z nich płyną, w mannologicznym składziku, w morzu pociech, pozostajemy z własnym nadmiarem, z którym też sobie nie radzimy.

 

Anna Piwowarska

copywriterka, dziennikarka i autorka krótkich form prozatorskich. Publikowała m.in. w „Dwutygodniku”, „Przekroju” i „Tygodniku Powszechnym”, „Czasie Literatury”, „Tyglu Kultury”. Absolwentka dziennikarstwa i kulturoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim.

1    T. Mann, Dzienniki. Wybór 1933–1934, tłum. I. i E. Naganowscy, Poznań 1995, s.131.
2    H. Kurzke, Tomasz Mann. Życie jako dzieło sztuki, tłum. E. Kowynia, Warszawa 2005, s. 508.
3    T. Mann, Dzienniki. Wybór 1933–1934, dz. cyt., s.104.
4    Korespondencja. Hermann Hesse, Tomasz Mann, tłum. M. Łukasiewicz, Warszawa 2006, s. 149.
5    Tamże, s. 153.
6    T. Mann, Jak powstał doktor Faustus. Powieść o powieści, tłum. M. Kurecka, Warszawa 1962, s. 31.
7    E. Mann, Ostatni rok. Opowieść o moim ojcu, tłum. I. Naganowska, Poznań 1961, s. 92.
8    H. Kurzke, dz. cyt., Warszawa 2005, s. 594.
9    K. Mann, Moje nienapisane wspomnienia, tłum. E. Bielicka, Warszawa 2007, s. 78.
10  Tamże, s. 134.
11  H. Kurzke, dz. cyt., s. 317.
12  Tamże, s. 315.
13  E. Naganowski, Conocne rozmowy z samym sobą. O Dziennikach Tomasza Manna, w: T. Mann, Dzienniki. Wybór 1918–1921, tłum. I. i E. Naganowscy, Poznań 1995, s. 7.
14  T. Mann, Dzienniki. Wybór 1933–1934, dz. cyt., s. 292, 81, 83.
15  Tamże, s. 72, 139, 91.
16  T. Mann, Dzienniki. Wybór 1935–1936, tłum. I. i E. Naganowscy, Poznań 1995, s. 35.
17  T. Mann, Dzienniki. Wybór 1933–1934, dz. cyt., s. 93.
18  H. Kurzke, dz. cyt., s. 159.
19  E. Mann, dz. cyt., s. 20.
20  T. Mann, dz. cyt., s. 131.

 

Tekst ukazał się w numerze „Fragile. Dom 1-2/2024>>

Dodaj odpowiedź