90% rzeczy pozostało nienazwanych z powodu sączenia się frazy materii w otaczającej nas przestrzeni, jej rozlewania się i ciągłego plamienia po wszystkim. Absolutnie nie do zmycia! Kurczę! Nagła fotografia krawędzi, delikatne skupienie na okruchach i powierzchni, na której leżą. Nienadawanie imion rzeczom objawiającym się w miliardach powtórzeń, na przykład płatkom śniegu, psim kupom, wyrzuconym opakowaniom po serkach wanilinowych czy też każdej porcji powietrza wypuszczonej z płuc, inaczej zwanej wydechem, to tylko wstęp. Chciałbym poznać Boga i pogadać z nim o tym, co on właściwie rozumie przez „rozwałkę wszystkiego”, co nie jest zredagowane naszym mózgiem. Szanowny! Czy świat nie objawia się jako afirmacja śmietnika do granic możliwości? Jakby wyciśnięcie tej soczystej cytryny życia niczym miliardkilowego mydła w płynie o zapachu wegańskiego mięsa. Wyciśniesz to mydło i zostaje śmieć na dnie szalonego morza, które skrywa brudne okręty. Wchodzisz na takie zatopione pokłady i krzyczysz w wodzie, dudniąc: „Życie wewnętrzne śmieci!!!”.
Weźmy takie zabawianie się ostatnią kluską na żółtym od masła talerzu. Trącasz ją, stukasz, pukasz. Nic wcześniej, nic potem. Ty w świetle głupiego reflektora, a ona prawie zaczyna mówić w kluskowym języku: „Znasz wewnętrzne życie śmieci?”. I znowu kolejna scena. Połączenie psa i arbuza, synteza tych dwóch kształtów leci przez las i skrzeczy: „Pamiętasz wewnętrzne życie śmieci?”. Wreszcie ktoś bierze igłę i zszywa najodleglejsze elementy świata z tym, co najbliżej, z tym, co zmysłowe, kruche i szanujące śmieci.
Przeszłość i przyszłość
Kiedyś paliłem wodę nad ogniem. Powstawał dziwny osad. Robiłem to kiedyś, a dziś nie umiem. Wytwarzanie tej niepotrzebnej rzeczy, jaką jest osad z przypalonej wody, wydaje się wstępem do „życia wewnętrznego śmieci”. Nie rozmawiam ze śmieciem. Ale mówisz przecież i zakładasz, że mógłbyś ze śmieciem gadać. Nie gadałeś w przeszłości, jednak nie wiesz, czy zachwyt nad jakąś wyszukaną strukturą śmieci układającą się gdzieś w górę, w prawo lub w dół nie spowoduje, że powiesz: „Śmieciu, co tak tu leżysz sam i śmiecisz?”. Kiedyś śmieci były zgniłą kapustą, spleśniałą marchwią, robaczywym bobem albo śmierdzącym mięsem. Dziś śmieć to coś, co nie przepada, nie gnije, ale informuje o swoim istnieniu. Jest to moim zdaniem bardzo egoistyczne. Współczesne śmieci są egoistyczne! Kiedyś takie nie były. W przyszłości trzeba je było zmusić do pracy nad sobą, do zmiany podejścia i wyzbycia się grzechu egoizmu. Śmieci, musicie wrócić do gnicia, musicie zmusić ludzi do ponownego użycia plastiku w jakimś nowym celu, tworząc tuby do śpiewania, kubki do jeżdżenia albo łyżki do podrzucania.
Czy sam kształt wystarcza, by być śmieciem? Dramat plastikowych struktur
Tak. Sam kształt wystarcza, by być śmieciem. Rozerwanie, zniszczenie, zabrudzenie, rozwalenie – i wytracamy zainteresowanie. Są jednak wyjątki. Zawsze można umyć lub zeszlifować zabrudzenia. Co z tego, skoro niepamięć już zasnuła istnienie jakiejkolwiek potrzeby śmiecia. Ciągle brzmi to „Ty śmieciu” i choćbyś wydobył z tłumu jednego z drugim „wysypiskowego Openera”, to i tak nic to nie da. Musiałbyś czekać tysiąc lat, by zainteresowanie śmieciem się spopularyzowało, mimo że internet zalany jest śmieciem, i to popularnym. Mowa tu o wydobywaniu z prawdziwej głębokości, z absolutnego niebytu medialnego ku słońcu zainteresowania śmieciem. I to nie o kształt chodzi, tylko o spełnianie najmniejszych zachcianek maluczkich „śmiecików” przez walenie nimi w największe pomniki świata. Nawalanie, tarcie, skrobanie i stukanie długie, przeciągłe i stałe. Pięć minut w tygodniu.
Serki, marchew i olej lniany
Prawdziwa różnorodność jest wśród śmieci. Tu po serku, tu po marchwi, tu po oleju lnianym. Można nawet stworzyć swego rodzaju kategorię „tu po”, czyli takiego specyficznego podkreślania obecności śmiecia. Masz śmiecia za milczącego przyjaciela, bo masz go codziennie, bo robisz go codziennie, bo rzucasz nim codziennie w jakiś otwór, w jakiś śmietnik, w otchłań. „Tu po” aż po samą samotność wśród braci „po serkach”, „po marchwi”, po „olejach lnianych”. Zapachy, rozlania i załamania. Wodospady łez.
Śmieci a złoto
Porównując tych złotych, wspaniałych, najwspanialszych i najlepszych z rycerzami codzienności, piewcami śmieciowego przewalania w niesterylnych pojemnikach, dochodzimy do wniosku, że różnice w strukturach śmieci są poważne. Można wyrzucić z bogatego domu i z biednego. Droższe serki, tania marchew, drogie sreberka po czekoladzie, tanie torby foliowe i tak dalej. Wszystko miesza się w stadzie pasącym się na śmietnisku. Mruczą śmieci w plastikowym stukaniu. Jak rozwija się plastikowa butelka pod wpływem ciepła, tak wysokie góry śmieci trzaskają i pukają na wietrze. Chór o ciągle wznawianej działalności.
Śmieciowe pomniki niewiedzy
Rozpędzony rowerzysta z dużą prędkością mija codziennie kosze na śmieci. Nie wie, co tam mija. Może ktoś przez pomyłkę wyrzucił tysiąc dolarów. I co wtedy? Przepadło, bo nie sprawdziłeś! Wyrzucona kasa. Ostatni ruch nogi, ostatnia dynamika. Docisk ostrej szprychy i brak wiedzy. Dynamika kontra niewiedza. Zboczenia prędkości, złość i czyste wyzwanie dla jadącego wiele kilometrów zawodnika to jednoczesny dramat śmiecia leżącego na dnie publicznego śmietnika. „O jedzie, jedzie!” I co z tego? Nikt Cię nie usłyszy. Leżysz tam i myślisz…
Wiersz o śmieciach
Wrzucone pudełka z zawartością nic
a proste smaki w zmieleniu coś
mówią z kubłem, aby za plecami długo
Wycierać nos i rzut chustek pa
Kłanianie się i kapanie z tęsknotą znów
Kropla prażona światłem dnia i szumem nic
Katar to przyczyna wypełnienia pa?