Cała uwaga na debiut. Na marginesie 10-lecia Konkursu im. Anny Świrszczyńskiej na Książkowy Debiut Poetycki
Debiut poetycki, to jest coś! To wejście w poetyckie pole. To nobilitacja. To emocje. To drżenie i strach też. Tak myślałam sobie wiele, wiele lat temu, jeszcze przed pierwszą własną książką. Niewiele się w tym myśleniu zmieniło. Moje uprzywilejowanie polega na tym, że debiut mam już za sobą, że całą uwagę w tym kontekście poświęcam innym piszącym. Co roku czytam z zainteresowaniem debiutanckie książki poetyckie, często zachwycając się w nich oryginalnością, odwagą, pracą w języku. Niekiedy jednak zdarza mi się pomyśleć „ach, to jeszcze za wcześnie na książkę”, ale karcę siebie, wiem bowiem, jakie emocje, niecierpliwość, energia twórcza towarzyszą układaniu pierwszego tomiku i jak bardzo wierzy się w swoją poetycką moc i wielkość.
Wydaje się, że Polskę zaludniają poeci i poetki. W samym tylko 2024 roku do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej zgłoszono 242 tomy poetyckie wydane w naszym kraju w 2023 roku; do Nagrody Silesius 182 tomy w kategorii Książka roku i 54 tomy w kategorii Debiut; do nagrody Złoty Środek Poezji w Kutnie 41 debiutanckich tomów. Piszemy, dużo i chętnie.
W rozmowach z młodymi piszącymi często dostaję pytania o to, jak najlepiej debiutować, to też temat powracający w trakcie kursu uniwersyteckiego, który prowadzę w ramach kierunku twórcze pisanie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Można debiutować na różne sposoby. Jednym z nich jest debiutowanie w ramach konkursu poetyckiego na pierwszą książkę imienia Anny Świrszczyńskiej. Przyglądam się osobom, które wybrały tę drogę, od 2019 roku jako jurorka. Zgodziłam się zasiadać w zacnych szeregach, podekscytowana tym, że patronką wyróżnienia, które będziemy przyznawać, jest ważna dla mnie poetka. Na przestrzeni dekady w ramach konkursu wydano siedem książek poetyckich i wyróżniono osiemnaście zestawów. Swoje pierwsze książki wydali: Patryk Czarkowski (2015), Michał Banaszak (2016), Beata Bronakowska-Sanak (2017), Ida Sieciechowicz (2019), Agnieszka August-Zarębska (2021), Karina Caban (2022) i Dawid Zalewski (2024). Sens takiego przedsięwzięcia pokazują też liczby przesłanych na konkurs zestawów (propozycji tomów poetyckich) – przez dekadę zebrało się ich 991.
Spróbuję w tym tekście podsumować te 10 lat konkursu, przyjrzeć się nagrodzonym poetom i poetkom, a także samej patronce nagrody – Annie Świrszczyńskiej. Interesuje mnie przede wszystkim jej sposób patrzenia na tekst poetycki, a przy tym bliskie jest mi rozpoznanie Elizy Kąckiej, która pisze: „Nie ma w tych wierszach niczego na kształt bytu rzeczy, istnieje tylko nieprzerwane stawanie się, fala wizji, pełne niedopowiedzeń metamorfozy”[1]. A co jest w wierszach nagrodzonych?
W 2016 roku wyróżniono propozycję poetycką Michała Banaszaka. Zaskakująca to rzecz, oparta na precyzji w przywoływaniu obrazów, na szczególe, który buduje te wiersze, i wielkim temacie – mierzeniu się z utratą. Oto współczesne treny (jak określa te wiersze we wstępie do tomu Bronisław Maj). W tytułowym wierszu Piosenka o rozpadzie[2] czytamy:
Kiedyś osoba w całości,
osoba kompletna,
jak to mogło nastąpić,
że rozpadł się na
maszynę do pisania,
garnitur na trzy guziki,
stary czarny aparat,
dwie duże popielniczki,
dwie pary okularów,
pudełko z pinezkami,
stary projektor kinowy w garażu,
zegarek marki Atlantic,
grzebień z plastiku,
czerwony szlafrok,
pożółkłe kartki z zeszytu,
togę adwokacką,
w połowie pełne marlboro czerwone,
kolekcję filmowych gazet,
swoją biurową pieczątkę,
mały pędzel do twarzy,
łańcuszek z krzyżykiem,
plakat z Cybulskim,
plakat z Milesem Davisem,
szarozielony budzik,
przestarzałą komórkę,
stojaki na płyty CD
i skórzaną aktówkę,
którą kładł pod schodami,
wracając wieczorami
w powszednie dni.
To przejmujący tom, który nie zagaduje utraty. Dojrzałość tej propozycji widzę też w przemyślanej budowie całej trenicznej narracji. Poeta czerpie z utensyliów zwykłych, podręcznych, codziennych, które sprawiają, że czyta się te wiersze jak o sobie w świecie, też materialnym, oswojonym, zwykłym. Jest tu tyle, żeby poczuć, empatyzować, zmieścić się ze swoimi utratami. W wierszu zima czytam: „(…) Na wigilii siedział naprzeciwko mnie. / Jego twarz falowała nad ogniem / świecy, płonącej na stole. / Później puste krzesło tak samo / drżało, gdy patrzyłem na nie / przez rozgrzane powietrze”[3]. Niewielki objętościowo tom (jak to bywało u Świrszczyńskiej) mieści w sobie wielkie światy.
Rok wcześniej nagrodzono książkę, która wysoko ustawiła poprzeczkę konkursu na debiut poetycki. Mam na myśli wiersze Patryka Czarkowskiego zebrane w Precyzję roślin. Wysoko postawiona poprzeczka z pożytkiem dla każdego kolejnego poety i każdej kolejnej poetki nadsyłającej zestaw z nadzieją na opublikowanie swojej twórczości. Istotne przecież, żeby debiut po latach okazał się książką, która jest dla nas, piszących, ważna. Tak, wielka odpowiedzialność ciąży na członkiniach i członkach jury konkursów poetyckich. Tom Czarkowskiego to świat precyzyjnie, a przy tym subtelnie nadbudowywany wokół miłości, pragnień i lęków. Czytam tę książkę z myślą o kilku wierszach Świrszczyńskiej, w których precyzja objawiająca się w konkrecie w szczególe buduje siłę wiersza. Przeczytajmy – jeden po drugim – wiersz poetki z tomu Wiatr[4] i wiersz poety z Precyzji roślin[5].
Poetka pisze:
Moje cierpienie
Moje cierpienie
jest dla mnie pożyteczne.
Moje cierpienie to ołówek,
którym piszę.
Poeta pisze:
***
na przykład jest rano,
budzę się obok ciała, to jest Twoje ciało
mówię, i głos mi nie wychodzi z gardła.
oczy
echo,
trzęsą się ręce i myśli
co jeśli
zbudzisz się i mnie nie rozpoznasz
Lubię myśleć o tych wierszach jak o dialogu, który wybrzmiewa, chociaż dzieli te głosy kilkadziesiąt lat. Oba kierują uwagę czytającej osoby na źródła, z których wybija poezja. Świrszczyńska w konkretnym, surowym wierszu zdaje sprawę z tego, co napędza jej pisanie. Zdradza przepis na wiersz, który napędza to, co ciemne, bolesne (chociaż przecież to u niej znajdziemy jedne z najpiękniejszych w polskiej literaturze wersów o szczęściu, miłości, celebrowaniu ciała i życia). Czarkowski idzie dalej, realizuje ten przepis, bierze z doświadczenia, niepewności, cierpienia i robi nam z tego literaturę. Jeszcze zostając przy wierszach autotematycznych, warto przywołać tekst poetki mówiący o dzikości i organiczności, które okazują się siłami napędowymi aktu twórczego. Oto wiersz Świrszczyńskiej zatytułowany Wiatr[6]:
Ogniu, pal się we mnie.
Krzyku, krzycz we mnie.
Ciszo, milcz we mnie.
Wietrze z czterech rogów świata,
wiej przeze mnie.
W kontekście zacytowanego wyżej wiersza przyszedł mi do głowy wiersz Dawida Zalewskiego, laureata konkursu z edycji 2024:
mineralność
pieląc pomagasz matce w ogrodzie i uświadamiasz sobie
że dla tych roślin śmierć zawsze będzie miała zapach twoich rąk
zastanawiasz się czy sok z ich łodyg zalegnie w tobie
podobnie jak w ziemi ale wiesz że brak ci błogosławieństwa węgla
żyzności i mieszanki pyłów niezbędnych do przetrwania niżej
jesteś człowiekiem i wedle tego co mówią
nie ma tam dla ciebie miejsca
Idźmy dalej. Głośny tom Świrszczyńskiej Jestem baba przynosi wiersze surowe i oskarżające, zaangażowane. Aldona Kopkiewicz pisze: „W przełomowym dla całej poezji polskiej tomie Jestem baba poetka wytwarza literacką przestrzeń solidarności kobiet, opisując wspólnotę ich doświadczeń. Ta książka jest w znacznej mierze świadectwem upokarzania kobiet w patriarchalnym społeczeństwie, ale jednocześnie opowieścią o związkach z innymi i z samą sobą; te związki zarówno niszczą, jak i pozwalają odzyskać siebie”[7]. Niech te rozpoznania zilustruje wiersz z tego tomu zatytułowany Dowiedziała się[8]:
W niedzielę po południu,
gdy pomyła wreszcie garnki,
usiadła
przed lusterkiem.
I dowiedziała się
w niedzielę po południu,
że ukradziono jej życie.
Już dawno.
Czytanie go w kontekście całego tomu to dopisanie historii kobiety, kobiet, które poświęcają swoje życie dla rodziny, w tym, często, dla przemocowego, dotkniętego chorobą alkoholową partnera lub męża. Nie potrafię nie czytać tego utworu przez pryzmat biografii poetki, która przez wiele lat poświęcała się dla rodziców, męża, rodziny męża, w końcu dla córki. Jest to zatem opowieść o wyzysku, pracy, która nie jest dostrzegana przez społeczeństwo, a nawet rodzinę. Macierzyństwo, rodzicielstwo jako cichy, niedostrzegany przez nikogo obowiązek? Świrszczyńska widziała w tym niesprawiedliwość, a decydując się na dziecko, wiedziała, że ucierpi na tym jej pisanie, że „straci czas”. W wielu wierszach, pięknych i przejmujących, zaświadcza jednak, że macierzyństwo było dla niej ważnym, budującym i inspirującym doświadczeniem.
Linia dialogu oparta na macierzyństwie rozciąga się pomiędzy wierszami nagrodzonej poetki Beata Bronakowskiej-Sanak (tom Proś o kolor). Hipnotyzujący to tom, rozgrywający się na linii matka–syn–świat. Poetka potrafi czerpać z rzeczywistości, ale przechodzi to przez filtr jej uważnego, nadczułego wręcz patrzenia. A patrzy surowo, precyzyjnie, ironicznie. Syn, będący bohaterem tomu, nie jest niemą figurą, ale pełnoprawnym twórcą tego tomu. Wiele z jego powiedzeń, wypowiedzianych zdań zostaje zaprzęgniętych do wierszy. Tak to czytam: jako wspólną poetycką robotę bliskich sobie wrażliwości, pomiędzy którymi wydarza się, istnieje miłość z tych bezwarunkowych. W takim czytaniu ten tom przejmuje mnie najmocniej. Na uwagę zasługuje odwaga poetki, która nie boi się zbliżyć do tego, co intymne, osobiste, zazwyczaj niewypowiadane. Tu wypowiada się, manifestuje – podobnie jak u Świrszczyńskiej – poetka, która chce być usłyszana, zapamiętana. Jeden z wierszy z tomu Proś o kolor to obraz czułej relacji pomiędzy matką i dzieckiem, a także rzadki w poezji obraz mówienia o poezji, uczenia istoty poezji[9]:
16
niełatwo zostać aniołem.
dlaczego. nie chcę powiedzieć.
już grudzień. idą przez znajomy las.
on: chcę zostać poetką. ona: poetą.
chcę pisać wiersze
o swoich rysunkach.
możesz pisać o wszystkim.
chcę pisać dla siebie.
wtedy ona: a dla innych.
wtedy on: i dla innych.
Bronisław Maj we wstępie do tomu zauważa: „Bo oto ten pulsujący, mieniący się, niemal eksplodujący uczuciami i znaczeniami zapis został jakby «wtłoczony» w ostentacyjnie rygorystyczną, «matematycznie» precyzyjną, «chłodną» poetycką strukturę”[10].
Czytajmy dalej. Tom Świrszczyńskiej Szczęśliwa jak psi ogon przynosi wiersze autotematyczne, wśród nich Jak to jest z pisaniem[11]:
Kiedy jest mnie za dużo,
znoszę,
jajko wiersza.
I kolejny tekst Świrszczyńskiej, który mówi o trudzie pisania, organiczności powstawania wiersza, a przy tym jest jednym z piękniejszych wierszy o pięknie tworzenia realnych, ale i poetyckich światów. Oto Kobieta mówi rodząc świat[12]:
Otwieram się,
rozprzestrzeniam się,
jestem szerokość,
jestem to, co potężnieje,
to, co wydziera się ze swego początku,
co wytryskuje
z siebie, rodzę
uciekające w odległość odległości,
z otworu w moim brzuchu
wyskakują obszary, z moich wnętrzności
wybucha świat,
rodzę,
za słabe słowa, na to nie ma słów,
rodzę oceany
początków, powodzie
siły, huczące rozkwity
rozkwitów,
kaskady nieustanności i odmiany, rodzę
nieustającą błyskawiczność świata.
W tym kontekście wiersz Litania. Oni[13] z tomu Po jej wewnętrznej stronie autorstwa Agnieszki August-Zarębskiej, laureatki edycji z 2021 roku, wybrzmiewa jak kolejna część poematu o rodzeniu światów:
Odejście wód płodowych witaj!
Rozwarcie na pięć palców witaj!
Przecięcie sznura nad blaszaną misą witaj!
W skali Apgar ileś stopni witaj!
Ciało z ciała skóro przy skórze
i na skórze.
Witaj! Witaj! Witaj
Jeden z jurorów, Bronisław Maj, opisał poetycki projekt August-Zarębskiej jako: „(…) stwarzany z kobiecej perspektywy. To jest – początek, źródło, punkt wyjścia. Ona, bohaterka wierszy, mówi o sobie i mówi do nich, do kobiet. Ten świat jest z jednej strony «realistyczny», bardzo konkretny: wyraziste są wątki «autobiograficzne»; Ona opowiada o swoich – z imienia znanych – bliskich kobietach, padają imiona, daty, nazwy miejsc, konkretne usytuowania w czasie – historycznym i osobistym (…)”[14]. To wiersze mocno uwikłane w świat.
Podobne uwikłanie w świat, tylko może bardziej skomplikowane na poziomie pracy w języku wierszy, widzę w tomie Idy Sieciechowicz, laureatki z 2019 roku. Krzysztof Biedrzycki pisze o nagrodzonym tomie tak: „Obraz świata w cyklu Soundtrack do nagłośnionych wnętrz. «Swing, baby, swing» niepokoi, a nawet boli. Niby nie ma tu katastrofy, a jednak odczuwa się jej aurę. Jest zwyczajnie, ale i bezwzględnie. Trudno o uspokojenie. Świat jest trochę psychodeliczny lub wręcz psychotyczny. Realny i w tym samym czasie nadrealny. Wydaje się, że nigdy realny, a jednak może prawdziwy, jak u Artauda, z którego cytat stanowi motto tomu. Ze snu, ale i z namacalnej rzeczywistości”[15]. Mnogość obrazów, zmiana perspektyw, gwałtowne przesunięcia i tym samym działania na wyobraźni czytelnika/czytelniczki, trzymały mnie przy tej lekturze. Zasmakujmy jednego z wierszy, wybrałam dla nas ten zatytułowany A dzisiaj?[16]:
A dzisiaj? Śnieg jest zżarty chłonną solą. Góry rosną
na mikromilimetr. Las jest rzadko mocniej w głębi. Kręty
zasiek. Nieoszalowane schody. Na stromiźnie. Ziąb zimuje
srogo. Graal się wznosi ponad. Ludzie idą wzdłuż. Jak zręczne
są ścieżki? Jak wyraźnie razi wstrząs? Na okablowanym
obrazie zlewamy światło w elementy. Aby czuć, że jesteśmy tam,
gdzie nas nie ma. Przestrzeń zamyka wiele. Lęk nie dochodzi
do. W gruncie rzeczy. Ciemniej ciemni w ślepej skale. Miał
mieli mozolnie. Czy to jakby wtedy? Kto mógł podnieść
przysunięty głaz? Jakiś przechodzący chłop. Hiob? What?
Czy jest dowód na istnienie boga? Ostatecznie jest. Milczący.
Zaskakujące i fascynujące zdarzają się dialogi pomiędzy wierszami Świrszczyńskiej i wierszami laureatek i laureatów konkursu jej imienia. Zobaczmy tu, w wierszu Literatka robi pranie[17] czytamy – ach, czy nie ironicznie? – o wyższości prac domowych nad pisaniem. Pranie urasta tu do synonimu prawdziwego życia, bycia pożyteczną. Pisanie odmalowane jest stereotypowo jako coś podejrzanego:
Dosyć stukania na maszynie.
Robię dziś pranie
w stylu retro.
Piorę, piorę, płuczę, wyżymam,
jak moje babki i prababki.
Relaks.
Pranie jest zdrowe i pożyteczne
jak wyprana koszula. Pisanie
jest podejrzane.
Jak wystukane na maszynie
znaki zapytania.
Do motywu prania wraca w swoim wierszu Karina Caban, nagrodzona nagrodą główną w 2022 roku, która opublikowała tom zatytułowany Dużo drobnych. Wiersz Proszek do bieli, proszek do kolorów[18] przynosi nam taki obraz:
Po twojej wyprowadzce znów musiałam
uczyć się robić pranie. Pierwszy raz ta wiedza
przyszła do mnie (wraz z wieszaniem po strzepnięciu
i koniecznie kołnierzykiem do przodu), kiedy umarła
mama, a ja właśnie kończyłam piątą klasę.
Teraz rzecz się dzieje od nowa, a ja mam 43 lata.
Pierwsze białe pranie naszego syna mi nie wyszło.
Zapomniałam o chusteczce przeciw farbowaniu
i teraz mamy tuzin jasnoniebieskich koszulek.
Nie uszło to twojej uwadze, kiedy odbierałeś
dziecko pod moją nieobecność. Wysłałeś SMS-a:
O, mamy tuzin niebieskich koszulek!
Podobają mi się te koszulki. Synowi też.
Mocna, odważna, nieoglądająca się na mody jest dykcja Kariny Caban. W swoim debiucie udowodniła, że mówi dojrzałym poetyckim głosem, że potrafi grać konwencjami, nie boi się ironii, humoru, tego, co tkliwe. Blisko w tym tomie do czułości Świrszczyńskiej, do jej przyglądania się światu, światu, który istnieje też po osobistej katastrofie, albo – jak się przecież okaże – wyzwoleniu. W wierszach Caban pojawia się Justyna, przyjaciółka, poetka, której autorka wysyła wiersze. Przyszło mi do głowy, że byłoby coś inspirującego i budującego, gdyby można było „co rano” wysyłać wiersze do Anny Świrszczyńskiej, czekając na jej komentarz lub znak czytania. Nie mamy jej już przy sobie, zostały wiersze, które mówią za nią, z którymi można wchodzić w dialog, z którymi można dyskutować, które można parafrazować, które można rozwijać.
Kiedy pracowałam redaktorsko z niektórymi z nagrodzonych tu poetów i poetek, wracały do mnie pytania o to, jak w tym świecie pisać? Gdzie pisać? Skąd brać siły, przestrzeń? Ile w tym sensu i czy w ogóle jest w tym sens. Istotę bycia artystką, poetką, pisarką zawarła Świrszczyńska w wierszu Spotkanie autorskie[19]:
Leżę skulona w kłębek
jak pies,
któremu zimno.
Kto mi powie,
po co się urodziłam,
po co istnieje potworność
zwana życiem.
Nagle telefon. Mam iść
na spotkanie autorskie.
Wchodzę.
Stu ludzi, dwieście oczu.
Patrzą. Czekają.
Wiem na co.
Mam im powiedzieć,
po co się urodzili,
po co istnieje
potworność zwana życiem.
Kończę tym wierszem, mam bowiem przeświadczenie, że debiut poetycki, książka z wierszami, to też odpowiedzialność. Wchodzimy nimi w poetycką sztafetę pokoleń, czerpiemy z innych, inspirujemy się innymi, dyskutujemy z innymi. Jesteśmy najpierw sam na sam z kartką lub ekranem komputera, a później wielu piszących musi zrobić ten kolejny krok – wyjść do czytelników i czytelniczek.
To wielki przywilej, wielka odpowiedzialność, wielkie piękno.
[1] E. Kącka, [Wstęp]. W: A. Świrszczyńska, „Roztopiona we wszystkim”. Nienasycenie, red. E. Kącka, Kraków 2021, s. 10.
[2] M. Banaszak, Piosenka o rozpadzie, Kraków 2016, s. 19.
[3] Tamże, s. 21.
[4] A. Świrszczyńska, Poezje zebrane, Warszawa 2023, s. 191.
[5] P. Czarkowski, Precyzja roślin, Kraków 2016, s. 13.
[6] A. Świrszczyńska, Poezje…, s. 248.
[7] Tamże, s. 896.
[8] Tamże, s. 260.
[9] B. Bronakowska-Sanak, Proś o kolor, Kraków 2016, s. 24.
[10] Tamże, s. 6.
[11] A. Świrszczyńska, Poezje…, s. 516.
[12] Tamże, s. 524.
[13] A. August-Zarębska, Po jej wewnętrznej stronie, Kraków 2021, s. 31.
[14] Tamże, s. 5.
[15] I. Sieciechowicz, Soundtrack do nagłośnionych wnętrz. „Swing, baby, swing”, Kraków 2019, s. 5.[16] Tamże, 35.
[17] A. Świrszczyńska, Poezje…, s. 775.
[18] K. Caban, Dużo drobnych, Kraków 2021, s. 30.
[19] A. Świrszczyńska, Poezje…, s. 743.
Fot. Zuzanna Łazarewicz
Artykuł przygotowany na Noc Poezji 2024.
Tekst ukazał się w numerze „Fragile. Dom” 1-2/2024>>